chciałem iść wraz z nią słoneczną drogą
patrzeć jak bosymi stopami
rozgarnia kwiaty
tańczy jak motyl po łąkach
rozgarnia chmury rąk pieszczotą
zatapiać się w jeziorze oczu
w których zamknęła się cała miłość
wstęgami promieni od wszystkich słońc
malowała w błękitach nieba
zaplątane koła i serca
a ja płatkami róż
tkałem delikatny dywan
pod jej stopy wyzłacane
nićmi oszalałych uczuć
całe złoto jesieni
dymy ognisk na polach
zamknęło się w jej cudownym ciele
paliło się światłem jej piersi gorących
włosami do kolan okrywała
tajemnice łona
z którego zrodziła dziecię
a potem odeszła cichutko
na paluszkach pobiegła
tam gdzie cisza już wiecznie trwa
została pusta jesień
czarne kikuty drzew bez liści
i stary zegar który wybija
ostatnie dla mnie godziny